Dzieje Przemyślnego Szlachcica Raferiana de Loup-Blanc TOM II i III
***Link do Tomu I: https://lumeria.pl/?watek=532
***
*** SPIS TREŚCI ***
*** TOM DRUGI: ***
Odcinek XXII - Przygotowania.
Odcinek XXIII - Podziemny Krąg.
Odcinek XXIV - My Little Tank.
Odcinek XXV - Domy Uzdrowień.
Odcinek XXVI - Powołanie.
Odcinek XXVII - Egipcjanin Na Górskiej Łące.
Odcinek XXVIII - The Guns Of Couervichone.
...
(W tym miejscu w Opowieści następują:
Operacja ’Dracarys’ -Raport Pooperacyjny.
https://lumeria.pl/?watek=1600&ile=1#1
oraz
’Epopeja Alrajańska’, czyli cross-over ’Dziejów Przemyślnego Szlachcica’ z ’Łanami Horacego Richelieu’. )
https://lumeria.pl/?watek=85&ile=45#45
...
Odcinek XXIX - Przedsięwzięcie.
Odcinek XXX - Fanatyk. (Odcinek Specjalny).
Odcinek XXXI - Człowiek z Żelaza.
Odcinek XXXII - Kataklizm.
Odcinek XXXIII - Quenta Lumerion. Pieśń o Pieczęciach.
Odcinek XXXIV - Trzej Czarnoksiężnicy z Miasta Couervichon.
Odcinek XXXV - Mikrorozdział.
Odcinek XXXVI - Dwadzieścia Siedem Tysięcy Mil Śródlądowej Żeglugi.
*** TOM TRZECI: ***
Odcinek XXXVII - Operacja Cytadela.
Odcinek XXXVIII - Piach. Błoto. Gwiazda.
Odcinek XXXIX - Wiek Cegły. Wiek Betonu. (Opus I).
Odcinek XL - Wiek Cegły. Wiek Betonu. (Opus II).
Odcinek XLI - Raf Budowniczy.
Odcinek XLII - Raferian’s Eleven. Stacja Pierwsza - Couervichon.
Odcinek XLIII - Raferian’s Eleven. Stacja Druga - Nowa Precelkhanda.
Odcinek XLIV - Wywiad Rzeka.
Odcinek XLV - Raferian’s Eleven. Stacja Trzecia - Szara Przystań.
Odcinek XLVI - Raferian’s Eleven. Stacja Czwarta - Pēninsule Prēsidentielle.
Odcinek XLVII -Tajemnica Człowieka z Kryzą.
Odcinek XLVIII - Zamek Przyjaźni.
Odcinek IL - Inspiration Militarisation.
Odcinek L - Duży Kaliber.
Odcinek LI - Raferian z Wysokiego Zamku.
Odcinek LII - Typowa Scena Między Napisami.
Odcinek LIII - Typowa Scena Po Napisach.
***
ODCINEK DWUDZIESTY DRUGI.
PRZYGOTOWANIA.
***
Ciemność. Długa zapałka poczęstowała swoim płomieniem świecę. I kolejną. I kolejną. Cały świecznik. I nastała jasność w mroku.
Raferian de Loup-Blanc ustawił swoje źródło światła na biurku. Była już noc letnia i wonna. Delikatny chłodny po ciepłym dniu wiaterek wpadał do okien jego komnaty na szczycie wieży. Za oknem błyszczały gwiazdy. Pomimo świecznika nieco zagracone pomieszczenie zalewały głębokie cienie.
Raferian opadł na fotel. Złapał się za oko i wypuścił powietrze. Był obolały. Spojrzał w lustro. Mimo że minęło wiele dni nadal nosił skutki walki z biesem. Rany najpierw goiły się dobrze, ale potem zdradziły jakieś symptomy infekcji, czy tego że nie były do końca wyczyszczone. Szlachcic widział twarz z jednym okiem zasłoniętym czarną łatką, spod którego wystawała większa gaza i ślad z co najmniej kilkunastoma szwami powyżej i poniżej. Z każdym dniem bardziej przyzwyczajał się do myśli że nawet jak się to zagoi, to i tak zostanie ślad.
-Choroba… Normalnie jak rasowy szwarccharakter z powieści płaszcza i szpady… -Pomyślał na głos, drapiąc się po brodzie.
Spojrzał na rękę. Ściągnął rękawiczkę jaką nosił cały dzień. Ręka nadal była obandażowana. Poruszał palcami, łokciem, barkiem. Obolałe i słabe ale sprawne. No cóż. Jak nawalasz się mieczem z potworem większym od omnibusu konnego (i to piętrowego), to musisz liczyć się z tym, że nie wszystko pójdzie gładko. Nie mniej otwarty podczas sekcji bies leżał martwy w lodzie, od dwóch tygodni, a Raferian żył i mógł otworzyć sobie chłodnego tokaja na osłodę i potwierdzenie tego faktu.
Upił wina. Chyba miał myśl, którą chciał zapisać… Przysunął przybory do pisania. Poprawił arkusz. Zamoczył pióro w atramencie. Napisał:
Aby walczyć z potworami…
…I myśl mu uciekła… Zamyślił się o tym co było dzisiaj… Kropelka atramentu nie mogąc się doczekać swojej roli w opowieści skapnęła robiąc kleksa…
***
Raferian oparty na rękojeści swojego messera stał po środku platformy, która na łańcuchach wśród grzechotania zębatek sunęła w dół. Z uznaniem pomyślał, że zamontowanie windy przemysłowej bardzo usprawniło komunikację w podziemnym systemie komór, tuneli i sztolni jaki ciągnął się pod jego wieżą.
Zjechał na poziom jaki go interesował. Światło migotało, próbując przebić się przez dwumetrowe łopaty kilku wolno kręcących się wiatraków przemysłowych, na końcach głębokich skośnych kanałów jakie wybito w sklepieniu.
W wielkiej kawernie słychać było dźwięki gdakania… różne ptasie skrzeki różnej barwy, aż w końcu takie które mogłyby być gdakaniem gdyby wśród ptactwa istnieliby tenorzy.
W kilkudziesięciu niszach różnej wielkości na trzech poziomach ciągnęły się klatki. Na każdym poziomie pracowała łopatą jedna silna kobieta sypiąc ziarno do koryt. Musiała być akurat pora karmienia formacji defensywnych. Jedne ptaki pałaszowały karmę, a inne niecierpliwie czekały na swoją kolej kręcąc długimi głowami. Nawet z miejsca gdzie stał, szlachcic mógł ocenić, że jego materiał na zawodników piłki kukulej urósł od ostatniej wizyty.
-Dobrze… Dobrze… Program przynosi owoce… -rzekł do siebie pod nosem i ruszył przed siebie.
Minął parę dozorców, z muszkietami na ramieniu, którzy porównywali sploty swoich batów. Cała trójka pokłoniła się sobie. Raferian wiedział, że należy dbać aby nic co zrodziła ta jaskinia, nie wydostało się nigdy na wolność. Akurat przeszła obok inna z pracownic pchając wózek z nogami jeleni. Widać pora karmienia atakerów też się zbliżała.
Szlachcic minął wybieg ogrodzony kilkumetrową stalową siecią, także od góry, czy może bardziej padok, gdzie na przywiezionej tutaj z góry murawie, kręciła się treserka z ze swoim podopiecznym. Dorodny kur miał na sobie ogłowie, zakończone kilkumetrową smyczą idącą aż do jednej dłoni treserki i otrzymywał komendy przy pomocy długiej tyczki jaką ta trzymała w drugiej. Kukuł biegał slalomem między pachołkami prowadząc piłkę, potem po rampie idącej w górę i w dół, a potem przeskakiwał przez niski płotek, puszczając piłkę dołem i tak w kółko.
W sąsiedniej zagrodzie wysypanej piaskiem dwóch trenerów podjudzało patykami dwa kukuły do walki między sobą. W kolejnej, inna para ptaków ścigała się wewnątrz wielkich kół, robiących im za bieżnię, a trener ze stoperem i notatnikiem sprawdzał ich postępy. W dalszych wybiegach też panował ruch.
Raferian skierował się do odgrodzonych szybami pomieszczeń na końcu jaskini. Gdy tam wszedł zadzwonił mały dzwonek nad jego głową. Zupełnie jakby wchodził do jakiegoś sklepu kolonialnego.
-Takh, takh juszh idhę. –Odezwał chrapliwy się głos z głębi.
Blondynka, urocza laborantka, w białym fartuchu notująca na desce temperaturę odczytaną z termometru wsadzonego do kolby, w której gotowała się bulgocząca ciecz, tylko uśmiechnęła się przepraszając Raferiana za złe maniery swego przełożonego.
-Spokojnie, róbcie swoje. Poczekam. –Uspokoił ją.
Na długich stołach ciągnęły się labirynty szklanej aparatury, wystawka metalowych puszek, moździerze do ucierania proszków, a na ścianach wisiały tablice na których namalowano całe choinki z kresek i liter oraz równania z liter i cyfr. Słowem, był w pracowni chemicznej. Miejsce to wyglądałoby bardzo nowocześnie i sterylnie, gdyby nie przezroczyste słoje w których pływały szpony, pióra, dzioby, mięśnie, wątróbki i inne preparaty z różnymi tkankami oraz inne podświetlone od dołu naczynia z cieczami chyba we wszelkich możliwych kolorach. Z ponurym uśmiechem podziwiał ozdobę tej groteskowej kolekcji- wielkie serce pierwszego kuroliszka. Zamyślił się do własnych wspomnień.
Po chwili z wnętrza pracowni usłyszał stukanie laski. Odwrócił się.
-Guten tag, Herr Doktor.
-Tag. Tag. –Machnął ręką utykający mężczyzna w grubych okularach. –Dzień dobhy Herr Rhafehian.
-Jak tam badania? –Zapytał i wziął aby przejrzeć kilka kartek na desce podanej przez naukowca.
-Nieusthanna walkha. Dwha khoki naphszód. Jeden khok wsthecz.
-Ale ciągle naprzód?
-Z mhozołem. Ale Thak. Całhy czhas udhaje namh się eksthacja cohaz to skutheczhniejszych muthagenów, więhc pohle dho rozwhoju jehst.
-To dobrze. Chciałem wam coś pokazać.
Raferian z torby wyciągnął aktówkę i podał Doktorowi. Ten otworzył i spojrzał na czarno-białe zdjęcia.
-Mmmm… Imphonująhce…
-Też tak pomyślałem.
-Ten ohsobhnik musi mieć z thonę… A mimo tho dhał się uhłożyć thak aby rhobić za wiehżchowca. Bhardzo Imphonująhce.
-To zdjęcie jest ciekawe. Widzi doktor? Zdjęli mu pancerz. Ani śladu kurwoliszkowatości. Piękny i zdrowy kukuł. Większy od konia. A ułożony tak, że nawet w tłumie wśród tylu nieznanych sobie osób, nie zdziczał ani na moment. Każdy świadek przyzna, że przez cały pochód i paradę było to najgrzeczniejsze i najlepiej ułożone zwierzę na ziemi.
-Ciekhawe ilu lhudzi zjahdło jegho mnieh udhane rhodzeństwo?
-Tego nie wiem. Lubimy się, ale dżentelmeni nie rozmawiają na takie tematy.
-Heh heh heh. Nho thak. Ahle trzebha pohwiedzieć, że łhadnie gho tham sphawili… A dosthali thylko ghłowhę od nahs.
-Wie doktor, że lepiej samemu było się podzielić, niż prowokować nalot służb i ryzykować konfiskatę całego cennego materiału biologicznego.
-No thak, thak… Ale theraz niech się Phan nie dziwi żhe, khonkuhencja jehst o dwha khoki przed namhi.
-No właśnie z tym tematem przychodzę. –Dla podkreślania słów, palec szlachcica wskazał na najbliższą kolbę z zieloną cieczą- Do pierwszego meczu, chciałbym aby byli tylko o jeden krok.
-Oh… Wie Phan, że to thak nie działha. Że pothrzebny jehst czhas…
-Czas. Liga na nas idzie Doktorze! I nie poczeka, jak się spóźnimy. Założę się, że po takiej popisówie ze strony Gargantułów, inne ośrodki szkoleniowe też przechodzą same siebie, by spróbować dobić do tego poziomu.
-Thurboinkhubacja phełną pahą.
-Turboinkubacja pełną parą. Dokładnie tak.
-Heh. Juhż nie mhogę się doczekhać, aż mi Phan, rzuci na sthół to co udha się Phanu odhłowić po lasach. Na nieudhane ekhspehymenty, kthóre zbieghną, lub kthóre zosthaną wypuhszczone. Oh bhędzieh się dziahło w Lumehii na ghórze.
-I ja tak myślę. I proszę mi wierzyć, Herr Doktor, że i nad tym też już pracuję. -Jedno niebieskie oko Raferiana zaświeciło się chytrze i dodał –To będzie gorące lato.
***
Rękawica Raferiana de Loup-Blanc pogładziła z pieszczotą stalową powierzchnię, tak jakby ta była bokiem młodego konia, źrebięcia jeszcze niemal który, kiedyś wyrośnie na potężnego rumaka bojowego. Szlachcic uśmiechnął się.
-Dobra stal.
-Dziękuję Panie Szefie. Staramy się. –Odparł z dumą starszy Przełożony Zmiany, krzyżując potężne obnażone ramiona na piersi. Kilkunastu usmolonych młodszych hutników stało za nim uśmiechniętych. Ktoś rezolutnie poprawił kaszkiet. Ktoś przybił piąstkę z kolegą. Byli w tej części kombinatu Nowej Huty, gdzie odlewano, ciągniono i młotowano stal tak aby spełniała wymogi konkretnego zamówienia.
Raferian pochylił się. Ufał swoim ludziom i wiedział, że nie zrobią jakieś jawnej lipy, ale i tak jego wzrok przejechał całą długość grubej stalowej rury. Sycił się masywną prostotą.
-Prosta, Prosta, Szef nie patrzy! –Starszy niczym pradawny kowal chwalący swój najlepszy artystyczny zweihander, podchwycił wzrok Szlachcica. –Szef nas nie obraża! Przecież nie zrobilibyśmy szefowi krzywej lufy do szefa nowego prototypu. Chyba by nas ze wstydu ziemia pochłonęła!
-Kaliber zgodny ze specyfikacją projektową?
-Absolutnie! Miało być na kaliber 75 milimetrów i tak właśnie jest!
-Doskonale. Zapakować mi to proszę w skrzynie i posłać niezwłocznie do Courvy Auto. Niech to sobie spasują z resztą łoża, zamka i całą resztą.
-My już co mogli to spasowialim. Wchodzi idealnie. –Starszy uśmiechnął się chytrze. Zaganiał chłopaków do roboty po godzinach, właśnie po to by teraz móc się wyszczerzyć.
Raferian się uśmiechnął. Starszy już wiedział, że premia będzie.
-Dobra… To wyślijcie wszystko do Courvy Auto w częściach, tak jak jest. Niech sobie sami złożą puzzle… Niech też mają radochę. Nie zapominajcie panowie, że końcu mamy licencję tylko na podzespoły i nie możemy im wysłać wszystkiego złożonego do kupy z notką by wstawili fotele, przykręcili koła, pomalowali i wystawili rachunek.
-Wedle rozkazu, szefa. Ale szef rozumie… Musielielimy to sami nieco poskładać, by sprawdzić czy pasuje, a nie tak wysłać im i czekać aż przyślą kilka losowych części z prośbą o poprawki.
-Dobra, dobra mistrzu, wy mi tutaj nie mydlicjcie oczu optymalizacją produkcji, nie mogliście się doczekać aby to zobaczyć poskładane.
-Dobra. Przejrzał nas szef.
Szlachcic uderzył dla żartu starego kowala w ramię. Obaj się uśmiali.
-W porządku, to w takim razie i dla mnie przymierzcie działo do łoża. Chcę i ja to zobaczyć. Tak dla próby. Oczywiście.
-Tak jest Szef!
***
Raferian de Loup- Blanc przypomniał sobie. Już wiedział co chciał zapisać. Zamoczył pióro od nowa. Napisał:
Aby walczyć z potworami, stworzyliśmy własne.
Wyciągnął się w fotelu. Uśmiechnął. Długo patrzył w kartkę smakując to zdanie. Było wytrawne. Podobało mu się.
***
Jego Królewska Mość
Rafał, Pierwszy Tego Imienia Jan,
Ukoronowany Król Lumerii i Baridasu,
Drugi Mer Couervichon,
Znany wcześniej jako:
Raferian Wicehrabia de Loup-Blanc, z Wysokiego Zamku,
Trubadur Mniejszy Koronny Królestwa Lumerii,
Lord na Sa’couervie’u, Pan na Górnym Mieście i Podmieście, Pan na Wysokim Zamku
Dowódca I Dywizji Obrony Couervichon,
Szef Przedsiębiorstwa Huta de Loup-Blanc (tzw. Nowa Huta), Sa-Couervie, Prefektura Couervichon,
Szef Przedsiębiorstwa Hale Broni Ciężkiej Lupina Alba,
Prezes KKS Hexer Nowa Huta Couervichon, Mistrza I Ligi Kukulej w III Sezonie,
Były Poseł Kortezów II Kadencji (Parti National).
Rafał, Pierwszy Tego Imienia Jan,
Ukoronowany Król Lumerii i Baridasu,
Drugi Mer Couervichon,
Znany wcześniej jako:
Raferian Wicehrabia de Loup-Blanc, z Wysokiego Zamku,
Trubadur Mniejszy Koronny Królestwa Lumerii,
Lord na Sa’couervie’u, Pan na Górnym Mieście i Podmieście, Pan na Wysokim Zamku
Dowódca I Dywizji Obrony Couervichon,
Szef Przedsiębiorstwa Huta de Loup-Blanc (tzw. Nowa Huta), Sa-Couervie, Prefektura Couervichon,
Szef Przedsiębiorstwa Hale Broni Ciężkiej Lupina Alba,
Prezes KKS Hexer Nowa Huta Couervichon, Mistrza I Ligi Kukulej w III Sezonie,
Były Poseł Kortezów II Kadencji (Parti National).